Film był naprawdę piękny i wywołał u mnie dużo emocji... Aż do sceny, gdzie ona umiera. Znaczy, wiedziałam, że ten film się smutno kończy. Tyle, że ja spodziewałam się pięknego zakończenia. Według mnie najlepszym motywem byłoby, gdyby oni obydwoje zginęli (właśnie w wypadku) i wtedy któryś z aniołów (np. ten jego czarnoskóry przyjaciel) wziąłby ich za ręce i odprowadził "do domu". A oni, ściskając swoje dłonie razem poszliby i zniknęli w blasku. Nie byłoby klasycznego "i żyli długo i szczęśliwie", w pewien sposób byłoby to tragiczne (w końcu umarli). A szczerze mówiąc śmierć przez jazdę bez trzymanki mnie nie urzekła, a raczej oburzyła. Lecz nadal jest to naprawdę poruszający film.
PS. Czy ten mężczyzna od auta, przez które zginęła rzucał na ziemie dynamit? Te laski, co leżały jak Cage szedł go niej. Aż do zmiany sceny na pogrzeb byłam pewna, że nastąpi wybuch. Chyba mi się przewidziało, albo nie zrozumiałam czegoś.
to były tylko race, miały informować kierowców, że coś się stało i jest przeszkoda na drodze. coś jak u nas się stawia taki trójkącik w przypadku wypadku na drodze.
a co do filmu, myślę że przez takie zakończenie twórcy chcieli nam przekazać jak bardzo nie doceniamy życia jako takiego i że nawet te krótkie chwile są warte, aby się nimi cieszyć. ponadto, gdyby oboje zginęli nie byłoby tych rozmów i wytłumaczenia przesłania filmu.
mnie szczerze mówiąc zakończenie też nie porwało. miałam raczej nadzieję na happy end, choć przyznaję, że film straciłby swój wydźwięk.
Przez to, że nie ma happy endu to czy bardziej nie chwyta za serce i daje poczucie bólu? I dlatego jest taki dobry. Wywołuje duże emocje. Pozostaje w pamięci, bo nie można przeżyć, że ona zginęła, a on będzie żył dalej w samotności tyle lat, próbując cieszyć się dniem.
Mam pytanie odnośnie ostatniej sceny, bo być może nie załapałam... Seth stał się z powrotem aniołem? Jak to możliwe?